Pożegnanie z Kalifornią

Zrywam się wczesnym rankiem, by wrócić do Los Angeles. Chciałabym przed wyjazdem zaliczyć jakiś outlet i zrobić mały shopping, a wieczorem zobaczyć po raz ostatni zachód słońca nad Pacyfikiem.

Śniadanie, tankowanie i w drogę… Znowu monotonna jazda przez pustynię. W Barstow zatrzymuje się, żeby rozprostować nogi i zaliczyć Starbucksa. Potrzebuję więcej kofeiny!

Gdzieś koło południa dojeżdżam do outletu w Los Angeles i udaję się na zakupy, nie ma to jak parę łachów, a i pamiątki też trzeba znaleźć. Jak to w takich miejscach bywa jest też kilka fastfoodów i małych restauracji. Akurat dobra okazja, żeby coś zjeść. Po lunchu jadę do „mojego” hotelu w Santa Monica. Po co zmieniać coś co było sprawdzone… Zostawiam graty i jadę do Venice Beach.

Venice

Po polsku to Wenecja. Mówiłam już, że w Stanach można znaleźć wszystko? Jest to dzielnica Los Angeles znana głównie ze swojej plaży (Venice Beach) i z kanałów podobnych do kanałów weneckich, od nich też wzięła się nazwa.

Na pierwszy ogień idą kanały. Pierwsza różnica jaką zauważam między tymi a oryginalnymi to to, że tutaj tak nie śmierdzi jak od kanałów weneckich. Poza ty, nie oszukujmy się, architektura też jest inna. Niby weneckie ale inne. Ładne, nawet bardzo ładne. Naprawdę świetne miejsce na popołudniowy leniwy spacer. Wille, ogródki i dużo zieleni. Mogłabym tak dreptać i dreptać! Jest 8 stycznia a ty grzeje ciepło kalifornijskie słonko a termometr wskazuje 15 stopni. Rany! Jak mi się nie chce wracać!

Czas na Venice Beach i promenadę

Venice Beach jest jedną z bardziej znanych atrakcji turystycznych Los Angeles. Z długą promenadą wzdłuż plaży jest również naturalnym centrum kulturalnym. Stąd pochodzi grupa The Doors!

Ok, jest ciepło, ale bądź co bądź to tylko 15 stopni, a tu widzę ludzi normalnie kąpiących się w oceanie! No nie wiem, czy by się odważyła! Miło jest jednak przejść się po piasku i poobserwować kalifornijskich wariatów. Ludzi bardzo dużo nie ma, pewnie dlatego, że to zima a nie lato, a gówny ruch koncentruje się wokół mola. Tam też się udaję. Gdzieś przy końcu poznaję dwie czarnoskóre szalone dziewczyny. Ucinamy sobie miła pogawędkę, opowiadają mi o tym gdzie mieszkają co robią i wypytują mnie co widziałam w Kalifornii. Fajnie jest tak porozmawiać z miejscowymi. Gdzieś poza molo po piasku szaleje ratownik w czerwonym samochodzie, po czym wychodzi i zbiera śmieci z plaży. Próbuję zrobić zdjęcie, ale za dobrze nie wychodzi, bo jest za daleko. Słońce w końcu zachodzi a ja buzię otwieram ze zdumienia nad tym, jak tam jest pięknie! WOW i WOW i jeszcze raz WOW. Wciągam się też w rozmowę z jakimś miejscowym fotografem, który mi opowiada o tym jak chce zrobić film poklatkowy z zachodzącym słońcem.

Zaczynam się pomału wycofywać z plaży, jeszcze jedno spojrzenie i jeszcze jedna pogawędka. Jakiś starszy pan się zatrzymuje i zagaduje „Pięknie, prawda?” Pięknie, pięknie proszę pana, będzie mi tego brakowało!

Venice Beach

Powiązane posty:

  • All Post
  • America
  • Emigracja
  • Krótkie wypady
  • Moje miasto
  • USA
  • Wspomnienia z wakacji
    •   Back
    • USA - zima 2015/2016
    • USA - wrzesień 2016

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.