Paryż to zawsze dobry pomysł

Tytułem wstępu

Paryż to zawsze dobry pomysł” jak mawiała Audrey Hepburn.

Paryż jest drugim miastem europejskim po Mediolanie, w którym spędziłam najwięcej czasu. Choć mówienie o samym Paryżu jest trochę przesadą, bo mimo, że często tam bywam, to głównie przebywam pod miastem, bo tam właśnie ma siedzibę główną firma, w której od 2007 roku pracuję.

Kiedy myślę o tym mieście mam mieszane uczucia, bo z jednej strony kojarzy mi się głównie z pracą i brakiem czasu, a z drugiej strony za każdym razem jak tam lecę to wydaje mi się jakbym wracała do domu. Kilka lat temu nawet mnie zapytano, czy nie chciałabym się tam oficjalnie przenieść ale odmówiłam. Chciałabym, aby to miasto kojarzyło mi się z długimi spacerami nad Sekwaną, wieżą Eiffle’a, Notre Dame, pięknym mostem Aleksandra III, muzyką na ulicach oraz zapachem bagietek i les crêpes…  Ale Paryż to także ogromne korki na ulicach, brud i trochę zadzierający nosa Francuzi (choć osobiście znam wielu bardzo sympatycznych). I tak myślę, że gdybym tam dłużej pomieszkała, to po jakimś czasie miałabym go dość. Dlatego tam nie mieszkam i wykorzystuję każdą możliwą okazje aby się po nim powłóczyć.

Wylot

Tak było i tym razem. Mam lecieć na dwudniowy kurs, który odbywa się w Paryżu. Dzień wcześniej mam spędzić z moim kolegą z zespołu na przejrzenie naszych projektów i zrobienie planów na najbliższe miesiące. Jako, że przy okazji pobytu w siedzibie głównej nie ma szans odizolować się od ludzi, decydujemy, że wykorzystamy jedno z mniejszych biur w Paryżu. Świetnie! Więcej czasu w mieście…

Lecę we wtorek po południu przez Warszawę. Z Warszawy do Paryża nasz kochany polski LOT jest opóźniony i na wstępie wieczorne plany są już zmienione, bo gdy docieram do hotelu jest już 21.00

Hotel jak hotel, całkiem miły, ale kiedy docieram na piętro okazuje się, że korytarze są bardzo wąskie, a sam pokój może przyprawić o klaustrofobię. Ok, znaczy nie spędzę tu dużo czasu. Na szczęście jest tu wokół dużo lokali, więc wyskoczenie na kolację nie jest żadnym problemem.

Dzień pierwszy – dzielnica de la Madeleine

Nazajutrz postanawiam iść do biura na piechotę. Idę zatem wąskimi ulicami, a przy stolikach wielu lokali  na chodnikach siedzą już ludzie. Większość sklepów wystawia towar na zewnątrz, ryby, mięso, warzywa, owoce, pieczywo… Ruch już na całego. Dochodzę do bardziej ruchliwej ulicy i w końcu przed oczami mam Operę Paryską, ogromną! Nadkładam trochę drogi, idę przez Plac Place Vendôme i w końcu dochodzę do (dzielnicy) Quartier de la Madeleine gdzie mamy biuro… Jeszcze szybkie spojrzenie przez okno i pochłania nas praca, 8 godzin z szybkim lunchem gdzieś w okolicy południa.

 

Po pracy wybieramy się na aperitif z naszą nową koleżanką do jakiegoś pobliskiego lokalu, po czym wracam do hotelu z ogromną chęcią wzięcia chłodnego prysznica. Jest bardzo gorąco i wilgotnie, więc jak dochodzę do hotelu marzę tylko o chłodnej wodzie i zmianie ubrania.

W hotelu okazuje się, że drzwi do pokoju się nie otwierają. Po wielu próbach recepcjonistka proponuje mi, aby, się przeniosła do restauracji i napiła wina, w międzyczasie czekać mieliśmy na technika, który miał je odblokować. Po jakimś czasie informują mnie, że potrwa to minimum godzinę! Ok, moje marzenia o chłodnym prysznicu oddalają się w nieznane. Zmieniam więc plany  postanawiam więc się przejść i przy okazji coś zjeść. Wracając do hotelu gdzieś nad ulicami mignęła mi Bazylika Sacré-Cœur, znaczy się, że jestem blisko, dlatego zostawiam komputer w hotelu i udaję się w tamtą stronę.

Montmartre wieczorowo

Bardzo lubię tę dzielnicę, Montmartre z bazyliką,  oraz pobliski Plac Pigall i Moulin Rouge. Gdyby nie to, że trzeba było wspinać się po schodach w ukropie, to byłby to prawie idealny wieczorny spacer, mimo przelotnego deszczu…

Gdy wracam do hotelu pokój jest już odblokowany, więc z ulgą rzucam się pod prysznic.

Dzień drugi – kurs i bardzo długi spacer po Paryżu

Następny dzień spędzam na kursie, z naszym holenderskim nauczycielem oraz grupą niemieckich kursantów. Uczymy się jak obsługiwać system zarządzania tagami (TMS). Interesujący i intensywny dzień, ale to nie o kursie jest ten post 🙂

Grupa niemiecka mieszka gdzieś w innej części miasta, więc się żegnamy, a ja wracam do hotelu z zamiarem pobiegania. Jednak gdy tam dochodzę wiem już, że biegać nie będę. Skwar jeszcze większy niż dzień wcześniej, tłumy na ulicach (EURO 2016 nie pomaga), więc zakładam buty do biegania, ale tylko po to, aby było mi wygodnie spacerować. I ruszam w drogę, w znane mi już miejsca. Wyszło z tego 13,5 km spaceru…

Tłumy ludzi wszędzie, wojsko i policja na ulicach, ale i tak jest ładnie!

Dzień trzeci – kiedy chcesz już wócić do domu i nie możesz…

Dzień trzeci znowu kurs, po czym taksówka i szybcikiem na lotnisko. LOT znowu się nie popisał, z Paryża do Warszawy ponad godzina opóźnienia i co za ty idzie przymusowy nocleg w Warszawie, bo lot do Wrocławia już nie czekał… Dostaję nowy bilet na 7 rano nazajutrz, również ten lot jest opóźniony… 3 na 4 loty w jednej podróży  opóźnione to raczej za dużo i choć staram się wspierać polskie firmy, następnym razem dwa razy się zastanowię zanim go znowu wybiorę…

Z ulgą docieram w końcu do domu, dobrze, że jest weekend na odreagowanie…

Powiązane posty:

  • All Post
  • America
  • Emigracja
  • Krótkie wypady
  • Moje miasto
  • USA
  • Wspomnienia z wakacji
    •   Back
    • USA - zima 2015/2016
    • USA - wrzesień 2016

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.